Gorąco zapraszamy na komedię wszech czasów!
Na zaproszenie Agencji GRUV ART
spektakl z Och-Teatru ZEMSTA Aleksander Fredro
4 listopada 2013r. o godz. 17:30 i 20:30 w Teatrze Wielkim w Poznaniu
Występują: Cezary Żak, Wiktor Zborowski, Artur Barciś, Zofia Zborowska, Michał Piela,
Jan Mayzel, Viola Arlak, Adam Serowaniec, Otar Saralidze.
Rezerwacja biletów:
rezerwacja@gruv-art.com.pl lub tel. 61 8471115
Bilety w cenie:
Parter, 1 strefa cenowa (rz. I –VII): 120zł
Parter, 2 strefa cenowa (rz. VIII –XV): 110zł
I Balkon, cena: 100zł
II Balkon, cena: 70zł
III Balkon, cena: 40zł i 30zł
Bilety do kupienia:
u organizatora GRUV ART. Poznań ul. Tańskiego 6
rezerwacja@gruv-art.com.pl lub tel. 61 8471115
kasy Teatru Wielkiego, www.bilety24.pl
SPONSOR:
AHMAD TEA LONDON
MEDIA:
Radio Merkury, MC Radio, TVP Poznań, IKS
Współpraca:
Fundacja ŚWIATEŁKO W TUNELU
http://www.swiatelkowtunelu.org/
WYBRANE RECENZJE SPEKTAKLU ZEMSTA OCH-TEATRU
Aleksander Fredro ZEMSTA
Czas trwania spektaklu: 120 minut, 1 przerwa
Reżyseria: Waldemar Śmigasiewicz
Scenografia, kostiumy: Maciej Preyer
Światło: Waldemar Śmigasiewicz, Maciej Preyer
Ruch sceniczny: Emil Wesołowski
Asystent scenografa: Małgorzata Domańska
Opracowanie muzyczne: Waldemar Śmigasiewicz, Michał Cacko
Producent wykonawczy i asystent reżysera: Alicja Przerazińska
Obsada:
Cześnik, Maciej Raptusiewicz - Cezary Żak
Rejent Milczek - Wiktor Zborowski
Józef Papkin - Artur Barciś
Klara Raptusiewiczówna - Zofia Zborowska
Wacław Milczek - Michał Piela
Dyndalski - Jan Mayzel
Podstolina, Hanna Czepiersińska – Viola Arlak
Michał Kafar i Maciej Miętus - Adam Serowaniec, Otar Saralidze
W spektaklu "Zemsta" rolą Rejenta swoje 40-lecie pracy artystycznej świętuje Wiktor Zborowski!
źródło: http://www.ochteatr.com.pl/spektakl-zemsta/recenzje
Anna Czajkowska
Fredro współcześnie, czyli kto komu ręki nie poda
Chociaż Aleksander hrabia Fredro napisał „Zemstę” w dziewiętnastym stuleciu, dziś, oglądając ją na scenie, ze zdumieniem dostrzegamy, iż jest to całkiem współczesna komedia, czasem z łagodnym humorem, a momentami ostro wytykająca nam Polakom nasze wady i przywary.
Ten najznamienitszy komediopisarz okresu polskiego romantyzmu, bajkopisarz, poeta, pamiętnikarz, niezwykle wyczulony na realia życia codziennego, świetny obserwator nie starzeje się ani krztyny. Spory, waśnie, zacietrzewienie w awanturach o rzeczy błahe, wydają się żywcem wyjęte z naszego obecnego polskiego podwórka. Najlepszym dowodem na to zamieszanie oraz hałas wokół spektaklu granego w Och-Teatrze. Co tam jubileusz, cóż aktorstwo – ważny strój szefowej Polonii, smycz i piesek. Napaści krytyków, spory z jednej i drugiej strony – o drobiazgi. I próżno liczyć na to, że kiedykolwiek sprawcy tych waśni podadzą sobie ręce na zgodę. Jak u Fredry właśnie, który miał i wciąż ma rację pisząc:
Wprzódy słońce w miejscu stanie!
Prędzej w morzu wyschnie woda,
Nim tu u nas będzie zgoda.
Pomysł utworu narodził się, gdy Fredro, po zaślubieniu Zofii Skarbkowej otrzymał w posagu m.in. połowę starego zamczyska
w Odrzykoniu. Przeglądając stare papiery i akta archiwalne natrafił na ślad dawnego sporu, który toczył się między
właścicielami dwóch części zamku. Długie i zażarte kłótnie zakończyły się po latach z górą trzydziestu, małżeństwem
młodego Firleja z Zofią Skotnicką. Akcja „Zemsty” dzieje się w ciągu jednego dnia, w dwu częściach starego zamczyska,
na zmianę w domu Cześnika Raptusiewicza i Rejenta Milczka. Jeden z bohaterów jest zadufanym w sobie gwałtownikiem,
drugi - przebiegłym obłudnikiem. Między ich domami znajduje się przedmiot sporów - mur graniczny, który Rejent
każe budować, a Cześnik burzyć.
Całość jest u Feredry niezwykle zwarta i dynamiczna, utwór nie ma momentów statycznych i nużących.
Tak doskonale przygotowany materiał literacki wymaga dobrej reżyserii i wytrawnych aktorów, by na scenie ukazać
wszystkie zalety świetnie napisanej komedii, przemówić do widowni, rozbawić i skłonić do przemyśleń.
Waldemarowi Śmigasiewiczowi w Och-Teatrze udało się to wszystko osiągnąć dzięki pracy aktorów zaangażowanych
w tworzenie spektaklu, na który publiczność czekała niecierpliwie i z życzliwą ciekawością.
Nie zawiodła się! Scenografia jest skromna, niemal schematyczna.
Zamiana muru na rozpadający się płotek dodatkowo tylko podkreśla ubóstwo charakterów i błahość
zatargu – również przywodząc na myśl wszelkie waśnie toczące się obecnie wokół nas.
Na scenie galeria soczystych, oryginalnych postaci, rodem z dworku szlacheckiego. Czesław Miłosz
trafnie nazwał twórczość Fredry „komedią temperamentów”, a reżyser warszawskiego przedstawienia umiejętnie
to uwypukla. Język utworu to perła sama w sobie. Swobodnej i żywej mowie doskonale służy miara
wierszowa – ośmiozgłoskowiec, który w „Zemście” płynie gładko, pozbawiony jakiegokolwiek przymusu i rygorów,
miły dla ucha widza. Jest jędrny i giętki, zgodny ze składnią języka potocznego. Aktorzy doskonale potrafią
wykorzystać jego bogate, wewnętrzne zróżnicowanie stylistyczne, odpowiadające charakterom postaci komedii.
Znają – co wyraźnie widać – wszelkie niuanse języka Fredry, bawią się tekstem, smakują go, a granie postaci
najwyraźniej sprawia im przyjemność, co przekłada się na barwność tworzonych kreacji.
Wiktor Zborowski, który znakomitą rolą Rejenta świętuje 40-lecie pracy artystycznej, gra z klasą,
z przekonaniem uwypuklając cechy swego bohatera, jego obłudę i egoizm. To krętacz i szczwany lis odziany w szaty
świętoszkowatości. Jego donośny głos, stonowany acz wyraźny, charakterystyczna gestykulacja dopracowanych ruchów
budzą aplauz publiczności. Cezary Żak w roli Cześnika, zawadiaki i gwałtownika, to uosobienie sejmikowego rębajły,
którego wielkopańskie fumy i nieporadność w wyrażaniu myśli dopełniają humorystycznego rysunku postaci. Artur Barciś,
na scenie jako Papkin, gra całym sobą, każdym niemal nerwem swojego ciała. Wykorzystuje wszelkie znane mu techniki i
umiejętności aktorskie w mistrzowski sposób. W skórze Papkina czuje się znakomicie. Nienaganna dykcja, świadomość
języka pozwala mu nawet z drobnego przejęzyczenia uczynić dodatkowy humorystyczny element, co pełna entuzjazmu
publiczność nagradza burzliwymi oklaskami. I jeszcze Klara, w interpretacji Zofii Zborowskiej, zdecydowana,
pewna swego panna. Cóż biedny Wacław zrobiłby bez niej? To właściwie ona swym kobiecym sprytem prowadzi
słabego Wacława - Michała Pielę – do ołtarza. Wiwat kobiety! I nie dajmy się zwieść wyglądowi młodzieńca .
Przyszłość i tak należy do kobiet. Niezgorzej radzi sobie zaradna wdówka Podstolina (Viola Arlak). Aktorka
świetnie ukazuje niewieścią siłę, ukrytą pod pozorami słabości i zwiewnej elegancji. Wojciech Pokora w roli
Dyndalskiego, domownika starej daty, zupełnie odmiennego charakteru niż kosmopolita Papkin, wierny i zapatrzony w
swego patrona, to kolejny przykład znakomitego aktorstwa w klasycznym stylu.
Aktorzy wydobyli cały wdzięk utworu Fredry w mistrzowski sposób, ukazując bardzo sugestywnie gęsty humor sytuacyjny i
językowy w całej jego krasie tak, iż publiczność nie pozwala zejść im ze sceny, bijąc brawo na stojąco i wiwatując,
nie pomna na krytyczne i ostre oceny tych, którzy rzekomo „wiedzą lepiej”, co w teatrze warte jest uznania.
Anna Czajkowska
Źródło: www.teatrdlawas.pl
Marek Kujawski
Bez koturnu, w sandałach, ale i na wysokich obcasach
Dramat hrabiego Aleksandra Fredry to jedno z ważniejszych dzieł podstawowego kanonu lektur obowiązkowych, do którego
(mimo, iż jest komedią), podchodzimy na kolanach. "Zemsta" jest dla Polaków nieomal świętością.
Głęboko osadzona w naszej kulturze, pełna świetnych dialogów i komicznych sytuacji , jest również utworem ukazującym
polskie przywary narodowe. I z tego też powodu, początkowo wcale nie była tak entuzjastycznie odbierana przez
czytelników i przez widzów, a w każdym razie budziła różne emocje.
Sztuka doczekała się nie tylko wielu wystawień na deskach różnych teatrów polskich, ale i trzech bardzo dobrych
realizacji Teatru Telewizji oraz ekranizacji filmowych.
I oto Och-Teatr, który preferuje raczej lżejszy - bo farsowy lub bliższy farsowemu - repertuar, wystawia to
klasyczne dzieło! Inscenizacja przy ulicy Grójeckiej wydawała się ryzykowna z kilku powodów, bo i profil teatru
jest jasno zdefiniowany, a i scena jest specyficzna ze względu na jej usytuowanie na sali, brak kulis i zaplecza
technicznego.
Fundacja Krystyny Jandy daje nam w prezencie widowisko w reżyserii Waldemara Śmigasiewicza ze znakomitą obsadą. Na scenie
widzimy bowiem: Violę Arlak w roli Podstoliny, Zofię Zborowską w roli Klary, Artura Barcisia w roli Papkina,
Wojciecha Pokorę w roli Dyndalskiego, Witora Zborowskiego w roli Rejenta i Cezarego Żaka jako Cześnika. Macieja Miętusa
zagrał Otar Saralidze, a Michała Kafara zagrał Adam Serowaniec.
Akcja dynamiczna. Gra ciekawa, a momentami znakomita. Przekomiczny Artur Barciś, być może celowo nawiązujący dialog z
filmową kreacją Romana Polańskiego. Józef Papkin zresztą to rola wymarzona ze względu na emploi Barcisia, zgodna z
naturalną vis comica aktora. Cezary Żak bardzo dobrze sprawdza się w klasycznym repertuarze. Michał Piela, jako zalotnik
smalący cholewki do Klary, jest bardzo dowcipny i komiczny, także ze względu na swą posturę. Wiktor Zborowski jest
doskonały. Wydobył z postaci Rejenta tyle, ile tylko można. Nie kwestionowaną królową spektaklu jest pełna wdzięku
Viola Arlak wyraźnie nawiązująca swym (trochę przerysowanym) seksapilem, ale również i makijażem oraz - przede wszystkim -
głosem do Kaliny Jędrusik. Aktorzy grają z werwą i zacięciem. Brawa za dystans do siebie samych!
Obsada bawi się znakomicie, ale widać, że najważniejsza jest dla niej publiczność.
Momentami łamie się wiersz, jednak przyczyną tego faktu są wybuchy śmiechu i aplauz publiczności oraz to, iż aktorzy
muszą grać jednocześnie zwracając się do widowni usytuowanej po obu stronach sceny. Podczas premiery pojawiały się
drobne i nieprzewidywalne, zabawne incydenty, które tylko podkreślały specyfikę tej "Zemsty" trochę inaczej przedstawionej,
trochę inaczej odczytanej i trochę uwspółcześnionej.
Pomysłową scenografię, stworzoną między innymi z symbolicznych feretronów religijno-narodowych, wykreował Maciej Preyer.
A zadanie miał wyjątkowo trudne. Ruch sceniczny opracował sam Emil Wesołowski i zrobił to znakomicie.
Dużo w tej inscenizacji jest przeróżnych cytatów, aluzji, nawiązań, i to nie tylko do współczesności. Na widzów czekają
liczne niespodzianki. Warto zwrócić uwagę także na analogie i nawiązania do "Kabareciku" Olgi Lipińskiej, która zawsze
demaskowała wojnę polsko-polską.
Każdy widz, który ma ochotę na dobrą zabawę, znajdzie tu coś dla siebie i z pewnością nie wyjdzie zawiedziony. Świetna
komedia Fredy zagościła na deskach Och-Teatru w Warszawie, i to - jestem tego pewny - zagościła na długo.
Marek Kujawski
Źródło: www.teatrdlawas.pl
Szymon Spichalski
Sami wrodzy.
Obserwujemy w tym roku wielki powrót dramatów romantycznych na nasze sceny. W warszawskim Teatrze Polskim odbyła się
premiera rzadko grywanego ,,Irydiona”, którą można śmiało określić wielkim sukcesem. Na scenie przy Karasia zostanie
wystawiona już niebawem "Zemsta". Póki co najsłynniejszą sztuką Fredry zainteresował się Waldemar Śmigasiewicz.
Dramat twórcy "Dożywocia" nie miał w ostatnim czasie głośniejszych inscenizacji. Najczęściej był wystawiany jako szkolny
spektakl dla niewymagających widzów. Za wartkim rytmem i genialnym wierszem kryją się jednak głębsze treści.
Śmigasiewicz doskonale o tym wie. Razem z Maciejem Preyerem dzieli więc scenę Och-Teatru na dwie części. Jedna z
nich to "terytorium" Cześnika, druga zaś należy do Rejenta. Skojarzenia z Kargulem i Pawlakiem nasuwają się same.
Granicę stanowi niewysoki, zdezelowany płot. Po przeciwległych krańcach platformy ustawiono jeszcze płachty i falbanki
rozpięte na szerokich kijach niczym sztandary. Warto zauważyć, że zszyte fragmenty materiału układają się na jednym z
nich w kształt zbliżony do wizerunku Matki Boskiej Częstochowskiej. Każda ze stron ma w dodatku swój kolor. Raptusiewicza
reprezentuje biel, czerwień jest z kolei domeną Milczka. Reżyser stwarza od razu silny kontrast między obiema postaciami.
Ten zabieg uwydatnia dodatkowo rangę podejmowanego problemu. Przestrzeń sceniczna jest zatem jak na komedię dość mroczna.
Twórcy skupiają się na konflikcie dwóch żywiołów, których personifikacją są główni antagoniści. Cześnik (Cezary Żak) jest
reprezentantem świata polityki. Biały kontusz przedstawia dumnego, ale i gwałtownego szlachcica. Raptusiewicz łatwo
ulega porywom gniewu. Żak daje swojej postaci twarz nie tylko choleryka, ale i ironicznego chytrusa. Rejent
(Wiktor Zborowski) ukazuje dostojność kościelnej godności. Czerwień jego stroju przypomina barwy kardynalskie.
Milczek przemawia w sposób podniosły, za którym kryje się jednak perfidia i wyrachowanie. Obaj szkodzą sobie w
każdy możliwy sposób. Murarze Rejenta wytrzepują kurz z dywanu prosto na domostwo Cześnika. Raptusiewicz z kolei
pluje na teren należący do sąsiada. Śmigasiewicz przypomina o niełatwych powiązaniach polityki i religii, które rodzą
naturalne konflikty. Unika na szczęście taniej publicystyki, o którą w takim przypadku byłoby łatwo. Bardziej zajmuje go
sprawa wspólnego dobra, które cierpi w wyniku wzajemnych kłótni. Brzmi to niepokojąco w dobie wojny, jaką obecni rządzący
wespół z niektórymi mediami wydali kościołowi. Pośrodku sceny stoi pozbawione liści drzewo, niczym grusza Rzędziana,
przypominające o konfliktach, które w obliczu zagrożenia nie przynoszą nic dobrego.
Trudno jednak dokonać udanej adaptacji "Zemsty" skupiając się wyłącznie na ukrytych, między wersami, treściach
społeczno-politycznych. Fredro nadal śmieszy, i to świadczy najbardziej o jego ponadczasowej wartości. Aktorzy doskonale
czują tekst komedii autora "Ślubów panieńskich", co widać szczególnie w budowanych między nimi interakcjach. Od całego
zespołu odstaje jedynie Viola Arlak, ale aktorka jako jedyna występowała z mikroportem, zatem mogła to być po prostu
chwilowa niedyspozycja związana z problemami zdrowotnymi.
Dużo o charakterystyce postaci mówią także kostiumy. Na pierwszy rzut oka są one dobrane stosownie do realiów
historycznych. Tymczasem Klara (Zofia Zborowska) nosi spodnie, co wskazuje na jej poczucie niezależności. Różni się tym
od Wacława (Michał Piela), postawnego mężczyzny, który jest zahukany niczym małe dziecko. Perełką przedstawienia jest
postać Papkina. Artur Barciś po raz kolejny potwierdza, że łatka aktora serialowego nie przekreśla możliwości posiadania
dużych umiejętności w grze scenicznej. Barciś przerysowuje sylwetkę samozwańczego herosa. Czasami szarżuje ponad miarę,
ale ostatecznie jego Papkin zyskuje odcień dramatyzmu. Mężczyzna zdaje się niczym Don Kiszot naprawdę wierzyć, że
dokonywał bohaterskich czynów. Śmigasiewicz odchodzi w tym momencie od treści społecznych i akcentuje tragizm pojedynczej
egzystencji.
Jest jeszcze Dyndalski (Wojciech Pokora) - przypomina Starego Wiarusa rodem z ,,Warszawianki” Wyspiańskiego. Mniej w tej
kreacji komizmu, więcej zaś swoistego sentymentu. Sługa Cześnika słucha przecież z radia fragmentów "Pana Tadeusza"
recytowanych przez Gustawa Holoubka. Twórcy konsekwentnie zdejmują z utworu Fredry kostium historyczny. W tle często
przewijają się motywy poloneza. Nie bez znaczenia pozostają i inne charakterystyczne dźwięki towarzyszące akcji. Odgłosy
ptaków wtórują z kolei niektórym monologom aktorów. Czy Śmigasiewicz chce nam powiedzieć, że wciąż znajdujemy się na wsi,
którą tak łatwo spalić? Bardzo dobre przedstawienie kończy się okrzykiem "Zgoda" - jednak niemal nikt nie reaguje gestem
pojednania. Vae victis?
Szymon Spichalski
Źródło: www.teatrdlawas.pl